Potęga współpracy czyli jak „przyszybszyć” terapię logopedyczną?

Jak to zwykle  bywa w gabinecie u logopedy na pierwszej wizycie…….

Najpierw wywiad z rodzicami, rozmowa z dzieckiem, pooglądanie buzi (od środka oczywiście, bo lekko wystraszone „zewnętrze” widoczne na pierwszy rzut oka ;-) ). Potem badanie mowy i postawienie diagnozy. To wszystko moja inwencja, którą zwieńcza rozmowa o warunkach współpracy czyli planowanej terapii. I wtedy padają pierwsze pytania od rodziców ……...

Czy to się w ogóle da wyćwiczyć???

Dlaczego jak był mały to mówił całkowicie poprawnie a potem zaczęło się pogarszać???

 Ile będzie trwała terapia???

Uniwersalna odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi : Oczywiście, że tak!!! Wszystko da się wyćwiczyć u osób zdrowych, prawidłowo rozwiniętych. Tylko kilka razy w mojej ponad 20-letniej praktyce logopedycznej, spotkałam pacjentów, u których warunki anatomiczne, bądź inne  niepełnosprawności uniemożliwiły osiągnięcie całkowitej poprawności artykulacyjnej w wymowie.

Odpowiedź na drugie pytanie jest trudniejsza, bo widzę dziecko po raz pierwszy i nie jestem w stanie zweryfikować tego co mówi mama lub babcia . Zakładam jednak
i zwykle informuję rozmówców o moich przypuszczeniach, że  wymowa malucha  wcale nie była taka całkiem poprawna.  Wymagania stawiane trzylatkowi są  całkiem inne niż te dla pięciolatka. Jeśli nasz trzyletni człowiek opowiada o świecie posługując się zdaniami rozwiniętymi, wszyscy są zachwyceni i  nikt nie zwraca uwagi na poprawność artykulacyjną. Dopiero w przedszkolu np. na występie z okazji Dnia Babci okazuje się, że coś nie tak z tym mówieniem i co prawda „większość dzieciaków mówi gorzej niż, Jaś, ale są tacy co mówi a lepiej” ;) . To tak jak z jedzeniem zupy. Jeśli trzylatek potrafi trafić prawie każdą łyżką do buzi, nie rozlewając nic po drodze (oprócz tych które do buzi nie trafią ;) ) to jest to niewątpliwy sukces. Nikt  nie zauważa (i bardzo dobrze), że ta łyżka, bardzo niezdarnie, trzymana jest w zaciśniętej piąstce. Za to taki sposób jedzenia na pewno nie zostanie zaakceptowany u siedmiolatka

No i trzecie pytanie - to najtrudniejsze. Nie znam logopedy, który potrafiłby z całą odpowiedzialnością określić dokładny czas terapii. W jej trakcie pojawi się bardzo wiele czynników, które wpłyną na przebieg nabywania przez dziecko nowych umiejętności. Ale jest okoliczność, dzięki której postępy będą widoczne ( a raczej słyszalne) dość szybko. Jest to współpraca  rodziców (babć, dziadków, rodzeństwa) lub samych zainteresowanych z logopedą. Stosowanie się do zaleceń, systematyczne ćwiczenia w domu, dbałość o utrwalanie nabywanych umiejętności spowoduje, że proces terapeutyczny będzie dynamiczny i skuteczny. To jest element najbardziej przyśpieszający „naprawianie wymowy” u małych i dużych pacjentów.

Kiedyś jeden z moich małych pacjentów już w drzwiach gabinetu zakomunikował mi, że „…dzisiaj będzie bardzo dobrze wszystko robić, żebym mogła przyszybszyć to uczenie, bo jeszcze musi  zdążyć na karate.” No i nie miałam wyjścia – „przyszybszyłam” uzyskując w zamian obietnicę, że jeszcze systematyczniej będzie pracował w domu. Obietnica została dotrzymana, a to spowodowało, że tempo nabywania umiejętności poprawnej artykulacji tak znacząco wzrosło, że niebawem mogłam z dużą satysfakcją dla obu stron, poinformować o końcu terapii i wręczyć dyplom z gratulacjami :-D .



źródło zdjęcia : http://babyonline.pl 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Terapie szyte na (cudzą) miarę.

Co z tym smoczkiem?

Po co do logopedy - czyli lody jagodowe